poniedziałek, 18 czerwca 2012

Tyler Hill Camp

Tylko słowem wstępu wyjaśnię, że razem z Martą wpadliśmy pewnego jesiennego popołudnia na pomysł wycieczki do USA na zasadach programu work and travel. Wybraliśmy organizację pośredniczą o nazwie Camp America i od grudnia staraliśmy się na różne sposoby pozyskać dwumiesięczną pracę w Stanach, aby po tej wakacyjnej tyrce przez 3 tygodnie obejrzeć kawałek świata. Marta dostała pracę w okolicach Chicago jako piekarka, a ja w okolicach Nowego Jorku w roli stróża nocnego. Jak jest? Inaczej niż za pierwszym razem, ergo, inaczej niż się spodziewałem. To dopiero początek więc trudno powiedzieć, ale mam nadzieję, że po tym okresie będą mną miotały te same uczucia co 3 lata temu kiedy opuszczałem USA (zadowolenie z domieszką żalu, że to już). Po pierwsze i Marta i Ja pracujemy na obozach dla Amerykańskich dzieci. Jest to tu dość popularna sprawa i nie wygląda prawie w ogóle jak nasze obozy/kolonie (może, żeby być bardziej dokładnym, piszę na podstawie obserwacji miejsca, w którym jestem). Jesteśmy tu też na zasadzie pewnej wymiany kulturowej. Te obozy zatrudniają ludzi z różnych krajów na rozmaite stanowiska. Nie będę pisał o obozie Marty, ale link do jej bloga znajdziecie po prawej stronie. U mnie na obozie o nazwie Tyler Hill Camp (od miejscowości, w której jest położony) pracuje najwięcej Anglików, Polaków, Kanadyjczyków i chyba na końcu Amerykanów (plus jeszcze parę innych narodowości). No właśnie, Polaków… to jest ta pierwsza rzecz, której się nie spodziewałem. Miałem nadzieję, na przypomnienie sobie angielskiego, co w towarzystwie 32 rodaków jest całkiem trudne. Dodatkowo pracujemy jako taki pewien rodzaj obsługi dla reszty, co niektórych przyprawia o kompleksy, które mają nieprzyjemne ujście – zaraz wyjaśnię. Ciężko jest się w takim układzie wyrwać i wysunąć do ludzi, którzy mówią po angielsku w 10 różnych akcentach i zajmują, co by nie było, ważniejsze stanowiska (opiekunowie dzieci, które przyjeżdżają dopiero w piątek). Te kompleksy-> jak można obrabiać tak dosadnie tyłki ludziom, którzy dają nam pracę, robią wszystko, żebyśmy czuli się dobrze, starają się z nami zapoznać, są nonstop uśmiechnięci, sympatyczni, energiczni, bardziej wysportowani itd. To, że [Amerykanie] są idiotami i nic nie rozumieją słyszę kilka[naście] razy dziennie (oczywiście, w sytuacji konfrontacji, na ustach obgadywaczy maluje się jakże ‘szczery’ uśmiech). To jest trochę żenujące i mocno irytujące. Żeby być uczciwym na te 32 osoby malkontentami na pełny etat jest jakieś 5 osób, które wciąga w swoje chore wnioski kolejne 15 osób, które nawet nie zdążyły sobie wyrobić własnego zdania, bo są tu pierwszy raz. No ale już starczy. Naprawdę w większości to są supersympatyczni ludzie tylko jeszcze bez własnego zdania. O samym obozie. Piękne miejsce, z dala od cywilizacji, położone pomiędzy 2 jeziorami w dość górzystym terenie. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie. Piękna pogoda (z wyjątkiem dnia dzisiejszego); troszkę się już opaliłem. Dzieciaki, które tu przyjeżdżają mają naprawdę kupę zabawy bo można tu uprawiać sporty od tenisa, przez wspinaczkę i narty wodne po całą gamę sportów amerykańskich. Druga strona medalu wygląda tak, że to kosztuje fortunę. Rodzice, którzy umieszczają tu swoje dzieci na te 2 miesiące muszą zapłacić przynajmniej 10 000$ plus dodatkowa kasa za różne activities. Jest to nieoficjalne informacja, ale wygląda wiarygodnie: ktoś tu powiedział, że jest to jeden z 10 najbogatszych campów w USA. Mieści się tu około 650 dzieci. Wszyscy counsellorzy (opiekunowie dzieci), dyrektor i każdy wydział jaki tu jest, podchodzi do wszystkiego z wielkim entuzjazmem, którego czasem im zazdroszczę oraz chciałbym go trochę uszczknąć i wziąć sobie oraz dać moim niektórym polskim współpracownikom. Zarysowałem trochę sytuację, a o kilku ciekawych wydarzeniach, które już miały miejsce, albo dopiero mnie czekają napiszę w kolejnym wpisie. See you soon.






2 komentarze:

grosiu pisze...

wow. wygląda bosko :) nasz to las i kupa piachu ;p
trzymaj się tam i do zobaczenia za 8 tygodni :*

Unknown pisze...

mam nadzieję, że będziesz pisał często i obszernie, bo jestem ciekawa, co u Ciebie i życzę dużo przygód! :)

ale proszę, zmień albo kolor tła, albo czcionki, bo ledwo dobrnęłam do końca notki, takie oczopląsy ;/